Zwoleński Wrzesień ’39
Niniejszy tekst jest powtórzeniem (z niewielkimi zmianami) referatu wygłoszonego w dniu 08.09.2019 podczas wernisażu wystawy w Muzeum Regionalnym w Zwoleniu. Ze względu na popularyzatorski charakter, pominięto większość przypisów.
Zwoleń przedwojenny
Pojęcie „Zwoleń” na potrzeby niniejszego wystąpienia posiada szersze znaczenie. Odnosi się bowiem nie tylko do samego miasta (obejmującego w 1939 wciąż tereny dzisiejszych wsi Mostki, Niwki, Osiny, Ostrowy, Pałki, część Wólki Szelężnej), ale także do regionu – terenu pozostającego pod gospodarczym, administracyjnym i religijnym wpływem Zwolenia.
U progu wojny Zwoleń był około dziewięciotysięcznym polsko-żydowskim miastem. Większość jego mieszkańców żyła z uprawy roli, drobnego rzemiosła i handlu. Inwestycje związane z rozwojem Centralnego Okręgu Przemysłowego ominęły Zwoleń. Jeśli infrastruktura publiczna rozwijała się, to tylko dzięki nakładom permanentnie zadłużonego magistratu, ofiarności społecznej i przedsiębiorczości samych mieszkańców. Do 1939 miasto posiadało już elektrownię, rzeźnię, remizę strażacką, odremontowano i rozbudowano kościół parafialny. Myślano o liceum i kolejnej szkole, gromadzono środki na wzniesienie pomnika Jana Kochanowskiego. Działały kluby sportowe (polski i żydowskie), szkoła rolnicza, organizacje teatralne i oświatowe, harcerstwo, Związek Strzelecki. Istniały także lokalne oddziały ogólnopolskich organizacji – Związku Rezerwistów, Ligi Morskiej i Kolonialnej, Polskiego Czerwonego Krzyża, Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Pod względem politycznym wybijały się przede wszystkim formacje ludowe i powiązane z endecją.
Oprócz Polaków i Żydów w Zwoleniu i okolicy znajdowały się także skupiska niemieckich „kolonistów” (Leokadiów, Władysławów, Pająków). Oprócz problemów życia codziennego, Zwolenian trapiła także niezakończona sprawa komasacji (pierwsza próba zakończyła się w 1933 starciami z policją) i melioracji, miejscowe rozgrywki polityczne (zawieszenie burmistrza Jana Galewskiego).
Widmo katastrofy
Wielka polityka dotarła do Zwolenia w październiku 1938 roku. Po zajęciu Zaolzia w mieście zorganizowano specjalne zajęcia i uroczystość dla młodzieży, a zaraz po tym lokalną opinię publiczną zaczął niepokoić ton niemieckich żądań wobec Polski. Wczesną wiosną sytuacja zaczęła nabierać dynamizmu, coraz częściej wspominano o możliwości wybuchu wojny. Nasiliło się to w marcu 1939 roku, po zlikwidowaniu Czech i aneksji Kłajpedy. Zaniepokojona Wielka Brytania wraz z Francją zaczęła wspierać Polskę, co tylko usztywniło stanowisko ministra Józefa Becka. W odpowiedzi Hitler 23 kwietnia zerwał pakt o nieagresji, na co Beck odpowiedział słynną mową z 5 maja. Natomiast od 3 kwietnia, trwały prace na planem Weiss, ataku na Polskę. Dalsze manewry dyplomatyczne poskutkowały podpisaniem paktu Ribbentrop – Mołotow (23.08) i polskiego z Wielką Brytanią (25.08). Wojna wisiała na włosku.
Społeczeństwo zwoleńskie reagowało na nie tak samo jak cała Polska. Liga Morska i Kolonialna wraz ze Związkiem Strzeleckim organizowała kiermasze przy Domu Ludowym z dochodem przeznaczonym na potrzeby obronne. W trakcie obchodów Święta Morza 24 czerwca 1939 spalono kukłę Hitlera. Strażacy przechodzili ciągłe szkolenia, w tym przeciwgazowe z użyciem aparatu Drägera. Aktywna była i L.O.P.P. 13 sierpnia zarządzono mobilizację alarmową, 22 sierpnia wprowadzono stan czujności w urzędach wojskowych, który rychło przełożył się na nastroje administracji i ludności. Nawet w trakcie Misji Świętych na kazaniach wspominano o groźbie wojny. 24 nastąpiła tajna mobilizacja kartkowa, a od 27 sierpnia cała Polska zaczęła kopać przeciwlotnicze – w Zwoleniu przy szkole i straży. 30 sierpnia zarządzono mobilizację powszechną.
W sierpniu do walki z dywersją zmobilizowano także policję – ze Zwolenia wyjechało kilku funkcjonariuszy (prawdopodobnie 28. 08). W ramach tej akcji do Berezy Kartuskiej odesłano dwóch zwoleńskich Niemców, braci Gäde. Co prawda większość okolicznych Niemców (w powiecie kozienickim mieszkało ich około 2500) zachowywała spokój, to część z nich bez wątpienia współdziałała z niemieckim wywiadem (casus agenta Gustawa Knöche). Dla pomocy policji utworzono rezerwę mobilizacyjną, do której włączano osoby zdatne do służby pomocniczej. Już 17 sierpnia powołano do życia Komitet Samoobrony Cywilnej, na czele którego stanął Sergiusz Czerwiński, komendant „Strzelca”, obok niego felczer Jakub Breslauer, Justyna Kulawik (PCK), Teodor Aksamitowski (skarbnik miasta), Jan Pawełek (policja), Franciszek Markiewicz (Strzelec) i prawdopodobnie Tadeusz Legawiec z Kozienic jako instruktor L.O.P.P. Członkowie Samoobrony dozorowali ulice, budynki użyteczności publicznej, słupy telefoniczne, mieli także śledzić podejrzane osoby.
Atmosfera była napięta, ale raczej spodziewano się, że wojna, nawet jeśli wybuchnie, skończy się bezapelacyjnym zwycięstwem Polski i jej sojuszników. Byliśmy silni, zwarci i gotowi. Ze Zwolenia i okolic powołano do wojska co najmniej około 300 mężczyzn. Większość z nich powróciła po zakończeniu działań wojennych, ale niektórzy spędzili resztę wojny w obozach jenieckich, trafili do niewoli sowieckiej i potem zginęli w Katyniu, Ostaszkowie lub Miednoje, inni przez Syberię i Armię gen. Władysława Andersa trafili na pola bitewne Włoch, jeszcze inni znaleźli się na Węgrzech, a nawet w dalekim Egipcie.
„A więc wojna!”
Piątek 1 września nie zapisał się w pamięci lokalnej wbrew wszystkiemu niczym szczególnym – przyszły pierwsze informacje o bombardowaniach, ale nie robiły większego wrażenia. Wieś szykowała się do siewów. W ciągu najbliższych dni zaszły dramatyczne zmiany – droga na Puławy zaczęły ciągnąć rzesze uchodźców z Radomia i nie tylko (m. in. rodzina Andrzeja Wajdy). Niemieckie samoloty ostrzeliwały kolumny, zwłaszcza w pobliżu mostu w Puławach. Bombardowano Radom, Pionki, Garbatkę, Dęblin, Puławy. Pierwsze dwie bomby, które spadły na stawy na Rygułcie 3 września przed południem, zostały być może zrzucone przez Heinkla He111P z III/KG 4, który z powodu awarii musiał zawrócić do bazy z misji nad Sandomierz i Dębicę. Dla Zwoleniaków był to póki co powód do żartów. Najpewniej niemiecki lotnik chciał pozbyć się bomb – należy podkreślić, że wybrał obszar niezamieszkały.
Sami Zwoleniacy nie wiedzieli, że ich los już został przypieczętowany. Niemieckie dowództwo, dążąc do uniemożliwienia lub przynajmniej spowolnienia odwrotu wojsk polskich za Wisłę, wydało Luftwaffe rozkaz bombardowania miejscowości leżących w pobliżu przepraw przez Wisłę: wszelkimi środkami trzeba powstrzymać wycofującego się przeciwnika. W tym celu należy bezwzględnie zaatakować znajdujące się w pobliżu przepraw na Wiśle miejscowości, przez które będzie maszerować przeciwnik (cyt. za M. Emmerling, Luftwaffe nad Polską 1939, t. II: Kampflieger, Gdańsk 2005, s. VII). Pozbawiony obiektów i instalacji o znaczeniu militarnym Zwoleń i tak miał paść ofiarą wojny w nowym stylu.
Już 4 września nakazano przesunąć za Wisłę całą obronę przeciwlotniczą kraju, a 6 września Naczelny Wódz nakazał generalny odwrót za Wisłę, stąd zatrzymano dalszą translokację kolejnych związków Armii „Prusy”. Tego dnia, w środę 6 września, nad rejonem Zwolenia operowała 5 Staffel z II/KG 4: między 6.10 a 9.45 było to 6 samolotów bombowych Heinkel He111P, między 11.05-13.30 oprócz 5 Staffel działał tu też 6 Staffel w sile czterech maszyn. Równocześnie bombardowano rejon Pionek, Garbatki, Dęblina, Iłży i Lipska oraz mosty w Dęblinie i Puławach. Po południu samoloty z 1 i 2 Staffel I/KG 4 bombardowały drogę Radom – Zwoleń. Tego dnia wojna sięgnęła po Zwoleń.
Huk bomb
Około godziny 08.00 zaczęły spadać pierwsze bomby. W mieście wybuchła panika, zaczęto w popłochu opuszczać domostwa i kryć się – duża część mieszkańców uciekła do lasu w Osinach. Bombardowanie trwało z przerwami do wczesnego popołudnia. Bomby spadły także na Załazy. Polskie myśliwce z Krakowskiej Eskadry Myśliwskiej usiłowały zaatakować bombowce, ale same wpadły w ogień osłony. Zestrzelono maszyny pilotów Władysława Chciuka (lądował przymusowo pod Zwoleniem), dowódcy kpt. pil. Tadeusza Sędzielowskiego (rozbił się w Zamościu, pilot zginął), szer. pil. Tadeusza Kriegera (lądował na spadochronie w Strykowicach i jeszcze tego samego dnia wrócił do jednostki), a kpr. pil. Czesław Futro lądował przymusowo pod Ciepielowem (zginął tam 7 września).
W wyniku tego pierwszego bombardowania w zasadzie całkowicie zniszczono ulicę św. Anny – spłonęło 36 z 37 gospodarstw (36/37), ucierpiały także Staropuławska (4/13), 3 Maja (6/15), 11 Listopada (29/114), Dłazowa (5/9) i Żeromskiego (13/34) i Krzywa (1/15), Łęczna (2/19), Kościuszki (2/52). Inne części miasta również musiały zostać uszkodzone, ale z różnych względów dopiero po drugim uznano je za zniszczone zupełnie. Pierwsze bombardowanie przyniosło także większe (w porównaniu z drugim) straty w ludziach. W Załazach spłonęło kilka gospodarstw. Udało się ustalić nazwiska zabitych 34 osób w Zwoleniu i 3 w Załazach, przy czym w chwili obecnej nie istnieje żadna możliwość ustalenia żydowskich ofiar nalotów – wszelkie akta zaginęły. Liczbę ofiar przypuszczalnie należy co najmniej podwoić. W Zwoleniu zginęli także ochotnicy z Samoobrony, pochodzący z okolicznych wiosek.
Pierwsze bombardowanie wywarło najbardziej traumatyczny wpływ na mieszkańców. Przestały funkcjonować urzędy, rozsypała się Samoobrona. Nieliczni pozostali policjanci (część jeszcze 6 września została zmobilizowana) nie mogli zapewnić ochrony. Także proboszcz, ks. Wodecki, udał się za Wisłę, zostawiwszy w Zwoleniu wikariusza, ks. Daniela Packa. We wspomnieniach utrwalono makabryczne obrazy potwornie pokaleczonych ciał, spalonych, niedających się rozpoznać. Zwłoki osób spoza Zwolenia leżały nawet dłużej, niektóre zostały naruszone przez zwierzęta. Zabitych grzebano pośpiesznie na cmentarzu, często bez zachowania obrządków pogrzebowych, albo po prostu w lejach po bombach. Pierwszej pomocy udzielał felczer Breslauer oraz Otto Bremmer. Liczba rannych nie jest znana.
Wieczorem i nazajutrz Zwoleń opustoszał. Mieszkańcy ukryli się albo w okolicznych lasach, albo po wsiach. Zrujnowane i nienaruszone budynki zaczęli nawiedzać szabrownicy. Prawdopodobnie to ich dziełem były tajemnicze pożary, jakie potem odnotowano (chociaż przypisano je niemieckim dywersantom). W tym czasie na południe od Zwolenia zaczynała się bitwa pod Iłżą. Jej echa dotrą i do Zwolenia.
Wojna obronna w regionie
Linii Wisły broniła Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa płk. Stefana Roweckiego, szczególnie uważając na mosty i przeprawy w Puławach, Solcu/Kamieniu i Annopolu, mniej na najważniejszy Dęblin i Sandomierz. Jako że nie wiedziano, co dzieje się z 3, 12 i 36 DP, Rowecki rozkazał 8 września wysłać kolejne patrole. Rano motocykliści kompanii rozpoznawczej pojawili się na drodze Puławy – Zwoleń – Radom – Kazanów – Lipsko. Patrol kpt. Horodyskiego o 6.30 stoczył potyczkę pod Zwoleniem z 3 czołgami i piechotą niemiecką, a plut. Siekanowicza – w Lipsku. Polacy z rannymi wycofali się. Pod Lipsko i Iłżę ruszyły patrole por. Hudzickiego. Stwierdziły obecność Niemców (III/15ppzmot. z 29 DPZmot.) w Lipsku. 29 DPZmot. przemieszczała się po osi Ożarów – Tarłów – Lipsko ku Zwoleniowi. Po godz. 8.00 szpica sił niemieckich – część 29 bat. rozp. i 11/III/15 ppzmot. ruszyła ku Zwoleniowi.
W międzyczasie przybył z patrolem rotm. Leon Podrez i podjął decyzję o zaatakowaniu niemieckiej szpicy. Sama szpica w lesie Dąbrowa – Struga natknęła się na zawały, wykonane przez I/74 pp. mjr. Józefa Pelca. Doszło do walk, Niemcom zadano straty (poległ kpt. M. von Lewinsky), a kiedy dodatkowo do walki włączył się podjazd rotm. Podreza, Niemcy wycofali się, wzywając na pomoc resztę III/15 ppzmot. Wycofał się i rotm. Podrez, ale w Dreźnie wpadł na główne siły niemieckie, co zakończyło się pogromem polskiego oddziału – z około 75 żołnierzy ocalało około 20. Stracono 16 motocykli, poległ dowódca i inni oficerowie. Następnie trzy kompanie III bat. 15 ppzmot. ppłk. Walthera Weßela rozpoczęły likwidację polskich pozycji pod Ciepielowem. Żołnierze mjr. Pelca, wzmocnieni szwadronem czołgów TKS kpt. Czechowskiego, odparli ataki Niemców. Jednak po wycofaniu się szwadronu kpt. Czechowskiego Niemcy zaatakowali ponownie, wsparci artylerią i być może lotnictwem. Około godzinna walka zakończyła się likwidacją polskiego oddziału i masakrą jeńców.
Nocą z 7 na 8 września most w Puławach przekroczył gen. Dąb-Biernacki, zatrzymując się na krótki postój ze sztabem pod Zwoleniem. 8 września niemieckie oddziały osiągnęły Wisłę pod Puławami, Solcem i Sandomierzem. Niemieckie dowództwo nadal wierzyło, że na zachód od Wisły znajduje się kilka dywizji polskich, więc opracowało plan ich zniszczenia. Zgrupowana w rejonie Ciepielów – Zwoleń – Puławy 29 DPZmot. i reszta XV KLekkiego (2 i 3 DLek.) miały zablokować linię Puławy – Zwoleń – Wierzbica.
W tym kierunku zmierzała także część IV KA. 29 DPZ już 7 września otrzymała rozkaz uchwycenia Zwolenia. Jej dowódca, gen. Joachim Lemelsen, wspominał, jak to po drodze „długobrodzi panowie w kaftanach” witali ich serdecznie, uważając za Anglików. Łatwo minęli Ożarów, Tarłów i Lipsko i dopiero pod Lipskiem starli się z polskimi żołnierzami. Niemcy nie mieli wiedzy o tym, czy Zwoleń jest obsadzony przez oddziały polskie, czy nie. Dlatego dla pewności został zbombardowany i dodatkowo wieczorem ostrzelany z rejonu Sycyny przez artylerię.
9 września jeszcze toczono ciężkie walki pod Wielgiem. Zapewne zdenerwowanie pierwszymi walkami zaważyło na brutalnym obchodzeniu się z miejscową ludnością, w tym rozstrzelaniu 11 uchodźców w Sycynie (polskich żołnierzy w cywilnych ubraniach) i 8 „szpiegów”, także w Sycynie. Do Zwolenia wieczorem 8 i rankiem 9 września wjechał 29 batalion rozpoznawczy i część 29 pułku artylerii. Wtedy zrobiono pierwsze zdjęcia Zwolenia.
„Cel pali się”
Szczegóły drugiego bombardowania Zwolenia w dniu 8 września znamy z zapisków w dzienniku ppor. Kurta Hartmanna, dowódcy 3 eskadry I dywizjonu 77 pułku bombowców nurkujących (I/StG 77), który 1 września bombardował także Wieluń. Angriff auf Zwolen zaczął się o godzinie 7.00, kiedy wystartowało 9 sztukasów z tej jednostki, każdy zabrał po 4 bomby 50 kg. O 7.53 rozpoczęto bombardowanie, schodząc z pułapu 3000 m. na 800 m. Efekt nalotu lakonicznie podsumowano: cel pali się.
Co istotne – Hartmann zanotował także cel nalotu – Deutsche Panzer können nicht vor! Innymi słowy, bomby Hartmanna miały utorować drogę nadchodzącym oddziałom Wehrmachtu. We wnioskach szczegółowych natomiast dodał, że bomby 50-kilogramowe nadają się do niszczenia tylko lekkiej zabudowy – dosłownie Polen-Hütten, polskich chałup – natomiast na bardziej solidne budowle potrzebne są bomby 250- i 500-kilogramowe. Całe to zdarzenie w ujęciu współczesnego historyka Luftwaffe brzmi: Między godz. 07.00 a 08.32 w rejonie Zwolenia operowała 3. Staffel w sile 9 Ju87B (M. Emmerling, Luftwaffe nad Polską 1939, t. III: Stukaflieger, Gdańsk 2006, s. 101).
Efekty drugiego nalotu były porażające. Co prawda zginęło znacznie mniej osób (co wynika z prostego faktu, że teraz już wszyscy wiedzieli, że należy uciekać przed samolotami, a i samo miasto zostało opuszczone), ale straty w tkance miejskiej były dotkliwsze.
Na ulicy Joselewicza zniszczono 15 z 18 gospodarstw, Bóżniczej 10 z 11, całą Głowackiego (13/13), Krótką (4/4), niemal całą Kościelną (13/17), Krakowską (27/34), Ogrodową (13/14), Piłsudskiego (11/17), wreszcie Rynek (41/45) i św. Jana (4/9). W różnym stopniu ucierpiały inne kwartały miasta: Gliniana (24/114), Kilińskiego (6/43), ponownie 3 Maja (5/15), 11 Listopada (24/114) i Staropuławska (5/13), Kochanowskiego (28/49), Kościuszki (27/52), Krzywa (2/15), Narutowicza (1/44), Nowa (2/8), Puławska (13/51), Praga (1). W następnym dniu spłonęły jeszcze pojedyncze zabudowania na ulicach Dłazowej, 11 Listopada, Kościelnej (kamienica Zacharkiewiczów) i dwa na Kościuszki, a 10 września jeszcze jedno na Szosie Radomskiej. Żadnych uszkodzeń nie zanotowano dla Borzęczyzny, Cmentarnej, Drożyny, Glinianej, Kopanin, Kopciucha, Ludowej, Łysochy, Mostek, Niecałej, Niwek, Osin, Ostrowów, Pałek, Podłęcznej, Regułtu, Sosnowicy, Wolskiej i Żmudki. Szosa Radomska i Praga odniosły niewielkie straty.
Innymi słowy bombardowano przede wszystkim centrum wzdłuż głównych kierunków przemarszu. Gruzy winny utrudnić przemieszczanie się wojsk. Można wszakże przyjąć, że pierwszy nalot mógł być swego rodzaju aktem niezamierzonym – nie mogąc zbombardować przepraw, lotnicy niemieccy zrzucili ładunki na cel zapasowy, poniekąd w pośpiechu, ponieważ dostrzegli polskie myśliwce – Heinkle bez bomb były od polskich „jedenastek” zdecydowanie szybsze.
Po oszacowaniu w styczniu 1940 roku okazało się, że zniszczeniu uległo 365 gospodarstw, a sami Niemcy procent zniszczeń miasta określili na 75%. Jeśli chodzi o straty osobowe, to dokładnej liczby zapewne nie da się ustalić, ale można przyjąć, że w samym Zwoleniu we wrześniu i w początku października zginęło około 200 osób, w okolicy zaś około 50.
Pierwsze tygodnie okupacji
Po wkroczeniu Wehrmachtu bardzo szybko uaktywniła się miejscowa mniejszość niemiecka – według jednego ze świadków już w dwie godziny po przemarszu wojsk pojawili się w Strykowicach uzbrojeni i umundurowani na czarno miejscowi Niemcy, ogłaszając sołtysowi koniec polskiej władzy. Szczegóły wydarzeń w tych dniach nie są znane. Większość miała na głowie przede wszystkim odbudowanie swoich domostw. W okolicy Zwolenia nadal niewielkie oddziały wojska Polskiego, przedzierające się za Wisłę, staczały potyczki z niemieckimi wojskami (Podzagajnik, Policzna). Stacjonujące po wsiach regularne wojska niemieckie zostały zapamiętane raczej z dobrej strony. Wspomnieniem tych dni są także długie kolumny polskich jeńców. Sam Zwoleń cieszył się niezwykłą popularnością wśród przemieszczających się tędy Niemców, stąd taka mnogość zdjęć dokumentujących zniszczenia, a nawet szczątkowo zachowane filmy. Kurt Hartmann przybył osobiście podziwiać swoje dzieło.
Na zajmowanych obszarach zwierzchnictwo przejmowała administracja wojskowa. W celu zapobieżenia potencjalnym wystąpieniom antyniemieckim, zatrzymywano osoby cieszące się autorytetem jako zakładników. Objęły one przede wszystkim ważniejsze miasta – ale zatrzymano ks. Emiliana Asendi z Policzny. Wprowadzano nowe zarządzenia, w tym zakaz posiadania broni i wyposażenia wojskowego (za jego złamanie karano śmiercią). Do 2 października władzę na zajmowanych terenach sprawował dowódca wojsk inwazyjnych i podlegli mu dowódcy armii oraz szef Zivilverwaltung, wkrótce potem wprowadzono administrację wojskową z pionem cywilnym i policyjnym. 12 października ogłoszono powstanie Generalnego Gubernatorstwa.
Zakazano posiadania odbiorników radiowych, 26.10 wprowadzono obowiązek pracy dla Polaków od 18 do 60 roku życia, powołano biura pracy – Arbeitsamten, 20.11 nakazano w gminach żydowskich powołać rady starszych, które przeprowadzić miały spis ludności; zalecono tworzenie gett w miastach, aby zapobiegać działalności komunistycznej. 31.10 nakazano wszczęcie pracy przez polskie szkoły, szkoły żydowskie zamknięto. 3. 11 uregulowano kwestie wynagrodzeń dla polskiej administracji. 26.10 zakazano uboju rytualnego, ponieważ: Na obszarze, będącym pod zwierzchnictwem niemieckim, wszelkiego rodzaju dręczenie zwierząt jest niedopuszczalne. Tego dnia wprowadzono także kenkarty.
Od 31.10 za każdy czyn wymierzony przeciwko władzom niemieckim albo Niemcom w ogóle groziła kara śmierci. Jej wykonywaniem od 15.11 zajmowały się sondergerichty. W listopadzie zaczęły także funkcjonować sądy polskie – w tym grodzki w Zwoleniu – hipoteka, notariat. Na wsi doszło do pierwszych rekwizycji, chociaż kontyngenty zostaną wprowadzone w połowie 1940. Do 1940 działał jeszcze powiat kozienicki (landraci Hempel i Derks). Zwoleń podlegał zarządowi wojskowemu, którym kierował por. Vollberg (lub Folberg), znający język polski. Niemieckie władze ulokowały się w budynkach niezniszczonej Szkoły Rolniczej.
Już w październiku w Zwoleniu i okolicy zaczęły powstawać pierwsze organizacje konspiracyjne, często niezależnie od siebie. Inicjatywa wychodziła od oficerów rezerwy lub zawodowych, którym udało się uniknąć niewoli, harcerzy i członków „Strzelca”. Lekarz i kapitan rezerwy Czesław Flak stworzył zalążek późniejszego ZWZ, Jan Talaga w oparciu o struktury „Strzelca” prawdopodobnie lokalny oddział Organizacji Orła Białego, harcerze przeszli do konspiracji jako rój „Tren”. W terenie działał też Józef Pawlak i inni. Pierwsze działania polegały na szukaniu kontaktu z organizacjami centralnymi, gromadzono broń, dystrybuowano pierwszą „bibułę”. Z okazji święta 11 listopada dwóch konspiratorów złożyło wieniec na zwoleńskim pomniku Nieznanego Żołnierza. Z obawy przed wystąpieniami w tym okresie, niemieckie władze przeprowadziły uprzedzające aresztowania wśród inteligencji – dotknęły one tym razem i Zwoleń.
Już we wrześniu zatrzymywano po wsiach mężczyzn i kierowano ich do obozów pracy. Doszło do pierwszych prześladowań Żydów, których zapędzano do różnych prac, często pozbawionych sensu, ale dających Niemcom okazję do szyderstw i bicia. Przyszły też informacje o egzekucjach. W grudniu rozstrzelano w Radomiu Franciszka Cholewę, Jana Jelonka, Tadeusza Jelonka i Jan Szusta z Niemieryczowa, Jana i Bolesława Lasotów, Jana Michalczyka z Zajączkowa, Albina Majewskiego i Władysław Pułkowskiego z Antoniówki i Lucjan Małaczka z Ciepielowa. Powodem zapewne było posiadanie broni lub wyposażenia wojskowego. Co ciekawe – już wówczas sygnalizowano rozwój donosicielstwa. Większość miejscowych Niemców wpisała się na volkslistę, ale w niektórych rodzinach doszło do rozłamów (na przykład zwoleńscy Bremmerowie).
Na nękaną przeżyciami, walczącą z mroźną i śnieżną zimą, zwoleńską społeczność czekała jeszcze gorsza i mroczniejsza przyszłość.