Akcje odwetowe hitlerowców na ludności cywilnej
Egzekucje w Karolinie i Kazanowie 18 marca 1942 roku
Działalność konspiracyjna częściowo niweczyła plany Hitlera na całkowite ujarzmienie i zniszczenie narodu polskiego, aczkolwiek każda akcja przeprowadzona przez partyzantów powodowała odwet na mieszkańcach. W związku z pojawieniem się grup bojowników
w lasach, okupant szerzył prewencyjny terror, z powodu którego cierpiała ludność cywilna terenów wiejskich. Mieszkańcy wsi często oskarżani o wspieranie „bandytów”, byli mordowani, a ich gospodarstwa palone. W ten sposób okupanci próbowali ludność polską zmuszać do współpracy w walce z partyzantami. Za wszelkie poczynione przez „bandytów” szkody wyrządzone Niemcom mieszkańcy wiosek często musieli płacić życiem.
Odmowa współdziałania z Hitlerowcami była traktowana jako sympatyzowanie z podziemiem, co równało się z byciem “zaangażowanym” i tym samym winnym. Działania okupanta skierowane przeciwko członkom zbrojnej konspiracji były również pretekstem do pozyskiwania przymusowych robotników oraz kontyngentów [1].
Okupanci mieli świadomość istnienia wzrastających w siłę w okolicy Radomia grup partyzanckich. Większa ilość działań ruchu oporu powodowała, że do akcji policyjnych coraz częściej wciągane były stacjonujące na terenie Generalnego Gubernatorstwa jednostki Wehrmachtu. Niemcom w szczególny sposób zależało na utrzymaniu spokoju w dystrykcie radomskim, gdzie znajdowała się znaczna część przedwojennego przemysłu zbrojeniowego, wykorzystywana na potrzeby Niemiec, ponadto przebiegały tędy ważne magistrale kolejowe [2].
Nasilenie represji przyniósł rok 1942. Od tego roku codzienną manifestacją przemocy na terenie Generalnego Gubernatorstwa stało się zwalczanie dla Niemców partyzantów – ”bandytów”. Szczególnie uderzyło to w ludność cywilną z obszarów wiejskich. Obok dotychczasowych, pojedynczych egzekucji, miały miejsce masowe mordy, w których ginęło po kilkadziesiąt osób. Niemcy zaczęli nagminnie stosować odpowiedzialność zbiorową, pacyfikacje, masowe aresztowania i towarzyszące im nieludzkie tortury, osadzanie w więzieniach i obozach koncentracyjnych [3]. Okupant w celu „przywrócenia bezpieczeństwa” stosował zasadę grupowej odpowiedzialności, skutkiem czego był odwet na miejscowej ludności. Zgodnie z zasadą „śmierć Niemca musi być stokrotnie pomszczona” [4] dokonano wstrząsających zbrodni w Karolinie i Kazanowie.
Przyczynili się do tego również miejscowi volksdeutsche, których stosunek do ludności był coraz bardziej wrogi. Zaczęli oni wyrównywać stare porachunki osobiste, które niejednokrotnie miały swój początek na wiejskich zabawach i w zwykłych sąsiedzkich sporach [5].
Rozstrzelanie 57-letniego Stanisława Chołuja z Karolina było odwetem za wygrywane w sądzie sprawy o ziemię. Adam Rębiś z Sydołu stracił życie, gdyż swego czasu wykopał dołek na ścieżce wydeptanej na skraju jego pola. Pech chciał, że wieczorem przejeżdżał kolonista rowerem, wpadł w rowek i… zapamiętał sobie [6].
Wśród niemieckich kolonistów w Karolinie szczególną wrogością wobec Polaków odznaczali się Józef i Jakub Grammowie oraz Stefan Jäger, którzy wraz z żołnierzami Wermachtu, funkcjonariuszami Gestapo i żandarmerią z Radomia dokonali pacyfikacji Karolina [7]. W ten okrutny sposób załatwili wiele osobistych porachunków z okolicznymi mieszkańcami [8].
Pretekstem dokonania pacyfikacji było pomszczenie śmierci Józefa Jägera – kolonisty z Karolina. Jäger, żołnierz Wermachtu, został zabity przez nieznanych sprawców w lutym 1942 roku, gdy podczas urlopu odwiedzał swoją znajomą w pobliskim Ranachowie.
Hitlerowskie władze okupacyjne przygotowywały rozprawę z polską organizacją podziemną bardzo rozważnie. Najpierw uśpiły czujność mieszkańców zagrożonych wsi poprzez odłożenie uderzenia na trzy tygodnie, czas ten wykorzystując na zbieranie informacji przez kolonistów i miejscowych szpicli [9].
Niemcy się odgrażają, ale mija jakoś względnie spokojnie tydzień jeden, drugi, trzeci… A może sprawa ta poszła w zapomnienie? Tymczasem, 17 marca zjeżdża ekipa wojskowa – 16 samochodów ciężarowych, zatrzymuje się na noc w Sycynie u Sztokfisza – tam pijatyka i … uzupełnianie listy skazanych! O świcie rozjeżdżają się w trzech kierunkach [10].
Rankiem 18 marca 1942 roku Niemcy dokonali masowych aresztowań. Oddział hitlerowców podzielił się na dwie grupy, z których jedna otoczyła Karolin wraz z przyległymi wioskami Sydołem, Wacławowem, Kroczowem i Pcinolasem, druga osadę Kazanów i wsie Wielgie, Miechów, Ostrówek, Zakrzówek i Ostrownicę. Pierwsza grupa hitlerowców spędzała mieszkańców do szkoły w Karolinie, druga zaś do zabudowań Jakuba Gramma w Kazanowie.
Było jeszcze ciemno, gdy na odśnieżonych drogach, prowadzących do wszystkich wsi w gminach Kazanów i Ciepielów, pojawiły się samochody ciężarowe załadowane – jak się później okazało – niemieckimi żołnierzami z formacji SS. Z samochodów wysypali się uzbrojeni SS-mani, w ogromnej większości synowie miejscowych kolonistów, i pod osłoną nocy zaczęli otaczać wsie pogrążone jeszcze we śnie. Akcja rozpoczęła się równocześnie w kilkunastu okolicznych wsiach. Łomotanie do drzwi i okien chałup pobudziło psy i pozrywało ludzi z pościeli. Nie od razu można było zrozumieć, co się właściwie dzieje. Szmery jakieś, potem głosy, nawoływania, stukot butów, brzęk tłuczonych szyb i huk wywalanych kolbami drzwi, który wstrząsnął domem, to wszystko razem wzięte z trudem docierało do półświadomości [11].
„Jeden samochód zajechał pod dom w Wacławowie. Świt – łomoczą gwałtownie drzwi wejściowe uderzane butami i pięściami gestapowców. Po chwili po całym mieszkaniu rozbiegają się szukając swych ofiar. Na liście był tylko Jerzy Grabowski [12], mąż Bogny. Wyciągają go z łóżka. Z drugiego pokoju zabierają zbudzonego Wojtka Czaplińskiego […] i Janka Gaudina [12] […]. Matka przysłała Janka z Warszawy na wieś – chciała go uchronić przed łapankami. Obaj nie byli na liście – chwilowo tylko obecni. Wszystkich zakutych w kajdany postawiono w jadalnym pokoju. […] Gdy już dniało, wszystkich skazanych rzucono do czekających ciężarówek i wyjechano. Samochód skręcił do Karolina[…] Janek rozpłakał się. Zapytany przez żandarma ile ma lat odpowiedział: „szesnaście”. Odłączono go od szeregu z rozkazem pójścia do domu. Janek puścił się na przełaj i tam na polu pod młodą brzózką celny strzał innego żandarma pozbawił go życia. Janek padł, obficie brocząc krwią, którą nazajutrz scałowywała ze śniegu zrozpaczona matka, wezwana telefonicznie [14].
Te tragiczne wydarzenia pamięta jedna z mieszkanek Karolina:
Musiałam zanieść mleko na kontyngent, nie chciałam z tym mlekiem iść. Była tak fatalna zima, nie było mrozu, ale straszny śnieg spadł. Trzeba było iść jedną koleiną. Widzę, że prowadzą Chołuja [15], szedł w kożuchu, trzech Niemców uzbrojonych go prowadziło. Jeden z jego synów wyleciał za nimi. Doleciało to dziecko boso i w chusteczce miało chleb i kawałek słoniny. Ojciec to wziął, przytulił syna, uścisnął, ucałował i powiedział: „Dziecko, już Cię nie zobaczę!” Niemiec krzyknął, dziecko uciekło do domu, a jego zaprowadzili do szkoły, gdzie siedzieli już inni. Ci co mieli zakopać ich, to siedzieli w tym dole i już kopali. […] Kacyny syn – Jan [16] (ojciec kopał na niego grób), zapytał tego ojca: „Tato za kogo ja ginę i za co?” Przecież to był dzieciak. Nic nie pomogło, ale ten ojciec: „Panie mnie, mnie weźcie!”, ale żeby powiedział ojciec, że mu Jan, to by chłopaka puścili i zabili ojca. Niemiec pyta: „Jan?” Ojciec, że nie, że Stanisław. Niemiec go odepchnął i powiedział: „Najn!”. Jego ojciec opowiadał, że jeszcze podobno jak do grobu wpadł, to się na rękach podniósł, że się patrzył na niego i powiedział: „O Jezu!” Niemiec podszedł, na karabinie miał bagnet i zadźgał go w tym dole. Władysław Mamnicki [17] akurat z randki szedł i w tym miejscu, gdzie krzyż w lesie, został zastrzelony, bo nie miał dokumentów. W tym miejscu zginęło jeszcze dwóch innych młodych ludzi. Byli z Warszawy, przyjechali do wuja na Wacławów. Nie mieli dokumentów i ściągnęli ich z łóżek, zabili w lesie [18]. Idę dalej z tym mlekiem, mijam Józefa Gładysza [19]. Jak go widzę – taki przystojny był, ładnie ubrany: buty oficerki i on tej nocy przyszedł z Warszawy. Była straszna trwoga. Zdawało mi się, że Niemiec się odwróci i we mnie strzeli. Dochodzimy a tu prowadzą Stasia Sałka [20]. Bratowa mu powiedziała, żeby wyszedł na drogę i zobaczył, gdzie zaprowadzą jego brata. Wyszedł, stanął na środku drogi, a Niemcy się odwrócili, zobaczyli, że patrzy i wrócili się po niego i zabili go. Jak wróciłam do domu, to mówić nie mogłam. Moja mama nie wiedziała co zrobić… [21]
W szkole, gdzie jednocześnie mieścił się ewangelicki dom modlitwy, przesłuchiwano aresztowanych, stosując okrutne tortury. W tym czasie kilku mieszkańców Karolina kopało już dół po drugiej stronie drogi. Skazanych, powiązanych za ręce, wyprowadzano piątkami ze szkoły i ustawiano nad brzegiem dołu. Egzekucję wykonywał pluton złożony z 10 żołnierzy i jednego oficera, który dobijał rannych z pistoletu [22]. Zbrodnię zmuszeni byli oglądać zarówno ci mężczyźni, którzy kopali dół, jak i okoliczna ludność, specjalnie w tym celu spędzona. Wśród nich były matki, żony i dzieci, które musiały patrzeć na śmierć bliskich osób.
Niemcy po egzekucji odmaszerowali do szosy sycyńskiej ze śpiewem, z chorągwią, a tu krzyk, pisk i płacz. Egzekucja była na polu Gramma. Z grobu przez długi czas płynęła krew, grób się ruszał. Tam było 80 paru ludzi. Byli też ludzie przywiezieni z więzień, ale nie mieli żadnych dowodów, papierów [23].
W tym czasie druga grupa Niemców spędziła grupę ok. 300 osób do zabudowań Jakuba Gramma. Tam, po sprawdzeniu ich personaliów, wybrano tych, którzy znajdowali się na liście i skierowano ich w kierunku wsi Kroczów. W odległości ok. 400 m od Kazanowa, w polu pod laskiem, 16 Żydów będących pod strażą niemiecką, kopało dół. W pierwszej kolejności hitlerowcy kazali położyć się Żydom twarzami do ziemi i zabijali ich strzałem w tył głowy, w dalszej kolejności rozstrzeliwano Polaków, w Kazanowie zginęło ich 16 [24]. Podobnie jak w Karolinie, po egzekucji hitlerowcy urządzili defiladę wojska i policji uczestniczących w masakrze, a na zakończenie suto zakrapiany obiad.
Następnego dnia, my, obolałe matki i wdowy, ustawiłyśmy mały krzyżyk na zbiorowej mogile. Młoda Niemka, Karolina Gramm, widząc nas modlące się, szydziła: „Polskie suki przychodzą tu nielegalnie wyją z powodu zlikwidowanych bandytów [25].
Karolina Gramm została aresztowana i dnia 27.02.1945 roku przesłuchana. Śledztwo było prowadzone przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego dział śledczy w Kozienicach i w Radomiu. Postawiono jej wówczas następujące zarzuty: przynależność do Hitler-Jugend, donosy na Polaków, co wiązało się z wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, więzieniem, torturami i śmiercią, zrzucanie wieńców i kwiatów z miejsca mordu, ubliżanie modlącym się przy grobach, a także pomoc w sporządzeniu listy skazańców. Podczas śledztwa zeznała, że Polacy w Karolinie zginęli z ręki Józefa i Jakuba Grammów. Osadzona w obozie pracy w Sikawie koło Łodzi, zbiegła, a dochodzenie w tej sprawie zawieszono [26].
Jakuba Gramma sprawiedliwość jednak dopadła:
Jakub Gramm miał po Żydach młyn w Kazanowie, ale był okrutny. Bił ludzi, zabijał, topił w rzece. Służyło u niego dwie polskie dziewczyny, które były w partyzantce i donosiły. Zostawiły mu list, żeby się zgłosił gdzieś, bo wcześniej czy później będzie zabity, ale uszedł z domu z Kazanowa. W Kazanowie na cmentarzu siedem miesięcy nocował: lato, zima. Służyła u niego taka Mala – Polka, kawałek baby było dobrej. Jakub przyszedł i powiedział: „Mala, idź, ja się wykąpie, wymyję i położę się spać, bo już nie mam siły do życia, bo co mi po takim życiu”. Mala powiedziała: „Dobrze, idę na działkę, na ogród” i poszła, a on się zamknął. On przyszedł, oni przyszli zaraz. Tyle ile Żydów zabił, ile polskich ludzi wydał na śmierć, tyle miał cierpienia. A to nożem miał przebitą rękę… Przywieźli go tutaj do Grammów, a krew nawet po pięciu dniach się sączyła. Na pogrzebie było więcej jak 100 tych gestapowców i odczytali zaraz na tym cmentarzu niemieckim, że „Za Ciebie bracie 100 świńskich Polaków w kwadrat będzie wybite, wytrute”. Ciotka rozumiała, wiedziała i ostrzegała, żeby nie należeć do jakiejś szajki, bo wisi śmierć nad nami [27].
Niemcy po zabójstwie Gramma zapowiedzieli kolejną zemstę. Zostało zwołane zebranie mieszkańców wioski, na którym zjawił się oficer z tłumaczem. Objaśnił, że w promieniu kilku kilometrów mają zostać zabici wszyscy mężczyźni. Nie zrobiono jednak tego, bo służąca Gramma wskazała sprawcę zabójstwa – syna Żyda Wicemachera. Wicemacher był właścicielem młyna. Został zamordowany przez Gramma, który następnie przejął po nim młyn, stając się jego zarządcą. Kłamstwo w dobrej intencji uratowało mieszkańców z Karolina [28].
Po upływie roku zwłoki zamordowanych w obu miejscach egzekucji hitlerowcy odkopali i spalili, co uniemożliwiło ekshumację. Nie ustalono wszystkich nazwisk oraz dokładnej liczby osób spoczywających w zbiorowej mogile. Według świadków byli to nie tylko okoliczni mieszkańcy, ale również osoby osadzone w radomskim więzieniu.
Pomnik pomordowanych w Karolinie przedstawia listę 55 osób.
Przypisy
- 1. D. Brewing, »Musimy walczyć«. Codzienność zwalczania partyzantów w Generalnym Gubernatorstwie w 1942 roku, [w:] Przemoc i dzień powszedni w okupowanej Polsce, red. Tomasz Chinciński, Gdańsk 2011, s. 62 – 65.
- B. Hillebrandt, Partyzantka na Kielecczyźnie 1939 - 1945, Warszawa 1970, s. 104 – 105.
- D. Brewing, op.cit., s. 60.
- M. Rutkowska, Pani na Sycynie. Wspomnienia o mojej Matce w stulecie Jej urodzin, Wrocław – Janowiec – Radom 1998, s.112.
- W. Gołąbek, W oddziałach Batalionów Chłopskich na Kielecczyźnie, Warszawa 1958, s. 54.
- M. Kaca, Zemsta karolińskich kolonistów, “Tygodnik Radomski”, nr 1/82.
- H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, Stu za jednego. Karolin 1942 – 1997, Radom 1977, s. 17.
- Ibidem, s. 62
- Ibidem, s. 60.
- M. Rutkowska, op. cit., s.112.
- E. Simbierowicz, Z leśnych mgieł, Warszawa 1968, s. 8 – 9.
- Jerzy Grabowski – zięć Czaplińsksich, zarządca majątku w Wacławowie, organizator sieci terenowej Narodowej Organizacji Wojskowej. Zob. H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 24.
- Jan Gaudin, ur. w 1925 roku w Warszawie, Wojciech Czapliński, ur. 6 czerwca 1923 roku w Puławach. Czapliński jako uczeń tajnych kompletów kontynuował naukę w Warszawie, gdzie razem z przyjacielem Gaudinem należał do ZWZ-AK. Dzień przed egzekucją, 17.03.1942, roku młodzi mężczyźni przybyli do siostry Wojtka, zamieszkałej w Wacławowie, gdzie zostali aresztowani i zamordowani. Zob. H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 24 - 25.
- M. Rutkowska, op. cit., s. 112 – 113.
- Stanisław Chołuj – ur. w 1885 roku w Karolinie, był rolnikiem należącym do ZWZ, a następnie do BCh ps. „Topola”, „Wujek”. Zob. H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 23.
- Jan Kaca – ur. 1923 r. w Karolinie, związany z Narodową Organizacją Wojskową, kierowaną przez Jerzego Grabowskiego – administratora majątku Czaplińskich w Wacławowie, gdzie Jan pracował jako robotnik rolny. Zob. H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 23.
- Władysław Mamnicki – ur. w 1920 r. w Kroczowie, członek Narodowej Organizacji Wojskowej, a następnie oddziału BCh „Ośki”. Zob. H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 25.
- Mowa tu o wspomnianych: Janie Gaudinie, oraz o Wojciechu Czaplińskim, zob. przypis nr 13.
- Józef Gładysz, ur. 16.10.1918 r. w Karolinie, gminny komendant BCh ps. „Komar”. Zob. H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 23.
- Wspomniany Stanisław nie był na liście hitlerowskiej. Był na niej jego brat – Jan Sałek. Zob. H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 23.
- Relacja z dn. 17.10.2015, nagranie w posiadaniu autora. E. Sałek, Życie codzienne prowincjonalnego miasteczka pod okupacją niemiecką. Zwoleń 1939 – 1945, Kielce 2016, s. 77; maszynopis pracy magisterskiej.
- J. Fajkowski, J. Religa, Zbrodnie hitlerowskie na wsi polskiej 1939 – 1945, Warszawa 1981 s. 302 – 304.
- E. Sałek, op.cit., s. 77 – 78.
- H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 19.
- M. Kaca, ibidem.
- H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 64 – 65.
- E. Sałek, op. cit., s. 79.
- H. Kutera, H. Konarska, M. Kaca, op. cit., s. 52.